Nowy Jork. 8,5 miliona ludzi, ponad 800 języków, setki wieżowców. Żywa miejska tkanka, która nigdy nie zasypia. Żadne inne miasto na świecie nie jest tak zróżnicowane językowo i etnicznie i nie wywiera wpływu jednocześnie na tak wiele dziedzin życia. Światowe centrum finansjery, biznesu, technologii, mody i rozrywki. Miasto kuszących obietnic i straconych szans, przyciągające jak magnes ludzi z różnych stron świata.
Według danych google hasło Nowy Jork jest najczęściej wyszukiwanym spośród miejsc na świecie. Ogrom ludzi, dźwięków, świateł i zapachów sprawia, że Nowy Jork trudno jest ogarnąć. Dlatego też zastanawiałam się od czego zacząć. I pomyślałam, że zacznę od początku. Od małego cypelka, gdzie wszystko się zaczęło. Od niewielkiego fragmentu Dolnego Manhattanu, będącego niegdyś nie Nowym Jorkiem, lecz Nowym Amsterdamem.
Nowy Amsterdam – fragment Dolnego Manhattanu
W XVII wieku oczy Europy zwrócone były ku Indiom. Henry Hudson, Anglik w służbie Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej otrzymał zadanie odnalezienia północnej drogi morskiej do Azji. Gdy w roku 1609 wpłynął w zatokę dzisiejszego nowojorskiego portu, był przekonany, że mu się to udało. Okazało się jednak, że natrafił na rzekę, noszącą zresztą dziś jego imię. Hudson do Azji nie dotarł, napotkał jednak żyzną krainę pełną bobrów, stanowiącą potencjał w handlu futrami. Kilka lat później powstała tu pierwsza holenderska faktoria handlowa, mieszcząca się dokładnie w miejscu, gdzie dziś znajduje się Battery Park przemianowany w 2015 roku na “The Battery”. Z “The Battery” rozciąga się widok na rzekę Hudson, a także majaczącą w oddali Statuę Wolności >>
Owa żyzna kraina położona była na wyspie zwanej przez plemię Lenape Manna – Hatta, czyli “Wyspą Wielu Wzgórz”. Pierwsi przybysze z Holandii osiedlają się tu w 1613 roku, zaś w roku 1624 zaczynają kolonizować Manna-Hattę zakładając jednocześnie pierwszą osadę kupiecką – Nowy Amsterdam. Mimo wprowadzania europejskiego nazewnictwa przybysze nie ingerują właściwie w tubylczą nazwę wyspy i dzisiejszy “Manhattan” bezpośrednio do niej nawiązuje.
Zakup Manhattanu przez Holendrów
Transakcja zakupu Manhattanu przez holenderskiego gubernatora Petera Manuita to już niemal legenda, potocznie często sprowadzana do naiwnej sprzedaży ziemi za szklane paciorki. Faktem jest, że rdzenna ludność odstąpiła te ziemie za dobra wartości 60 holenderskich guldenów (wówczas 24 dolary), w ówczesnych dokumentach nie ma jednak ani słowa o kolorowych koralikach, które pojawiły się przy którejś z kolei interpretacji tego wydarzenia. Transakcja zapisała się jako jedna z najkorzystniejszych w dziejach dla jej nabywców, gdyż sprzedane grunty na Manhattanie wycenia się obecnie na około 600 miliardów dolarów.
Zgoda tubylców na takie warunki może wydawać się dziś naiwna, aby ją jednak zrozumieć musimy porzucić na chwilę europejski, kapitalistyczny sposób myślenia. Rdzennej ludności nieznane było pojęcie własności, a korzystanie z ziemi i dóbr naturalnych traktowali jako przywilej, który nie mógł być definitywny i nieodwołalny. Monopol na korzystanie z ziemi i jej zasobów nie mieścił się w indiańskim sposobie pojmowania świata i natury. Był za to czymś oczywistym dla przybyłych na odległe ziemie roszczeniowo nastawionych Europejczyków. Tragiczny dla autochtonów finał tych rozbieżności jest historią powszechnie znaną i dotyczy całego kontynentu amerykańskiego.
Niderlandzkie panowanie w tym rejonie nie trwało długo. Na rozwijający się Nowy Amsterdam z zazdrością spoglądali bowiem poszerzający swe kolonialne zdobycze Brytyjczycy. W 1664 roku ich flota wpłynęła do zatoki i zajęła osadę chronioną zaledwie drewnianą palisadą wzdłuż dzisiejszej Wall Street. 9 września podpisany został akt przekazania kolonii w ręce brytyjskie. Wkrótce Nowy Amsterdam przemianowano na cześć Jakuba II, ówczesnego księcia Yorku. Tak narodził się Nowy Jork.
Dolny Manhattan i najstarsze ulice Nowego Jorku
Wall Street – centrum finansowe Nowego Jorku
Któż nie zna nazwy tej ulicy. Centrum światowej finansjery, obietnica błyskotliwej kariery dostępnej nielicznym, mokry sen finansistów z całego świata. A wszystko zaczęło się pod rosnącym tu niegdyś drzewem – platanem zachodnim. Na przełomie XVIII i XIX wieku w jego cieniu spotykali się kupcy i biznesmeni, którzy ukryci pod koroną drzew mogli dyskretnie handlować różnymi produktami i walutą. W celu sformalizowania tych schadzek założyli z czasem Porozumienie Platana Zachodniego (Buttonwood Agreement). Porozumienie to stało się zalążkiem Amerykańskiej Giełdy Papierów Wartościowych, która ma na Wall Street siedzibę do dziś. Obok niej siedzibę mają tu również Giełda Nowojorska, Handlowa Giełda Papierów wartościowych, Nowojorska Komisja Handlu jak i wiele instytucji finansowych oraz banków inwestycyjnych.
Jednak Wall Street to nie tylko centrum finansjery, ale i świadek doniosłych wydarzeń w historii USA. W miejscu, gdzie dziś stoi pomnik Jerzego Waszyngtona, ponad 200 lat temu pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych składał swą przysięgę. Niedługo potem w Federeal Hall, budynku za plecami Waszyngtona, zebrał się pierwszy Kongres.
Wall Street była ulicą graniczną Nowego Amsterdamu. Aby chronić osadę przed przybyszami z zewnątrz wzniesiono tu obronną drewnianą palisadę. Jak wiemy dla Anglików nie stanowiła ona przeszkody i jej ochronne właściwości okazały się wobec ich sił bezużyteczne. To jednak od wysokich drewnianych pali ulica otrzymała nazwę, pod którą funkcjonuje do dziś. Przechadzając się wśród maklerów i turystów warto spojrzeć pod nogi. Między brukiem zachowane są się bowiem oryginalne fragmenty tych pali, będące jednymi z nielicznych pozostałości po Nowym Amsterdamie.
Pearl Street
Rdzenna ludność zamieszkująca te tereny przed przybyciem Holendrów i Anglików poławiali w zatoce wiele skorupiaków. Jedna z najstarszych nowojorskich ulic, Pearl Street, prowadzi dawną indiańską ścieżką, a nazwę wzięła od zalegających na niej muszli po ostrygach. Co ciekawe, nie dotyczyło to muszli małży, gdyż te służyły za środek płatniczy, nie mogły zatem lądować na ulicy.
Przy ulicy Perłowej mieści się wiele starych ceglanych budynków wzniesionych w pierwszej połowie XIX wieku. Wzniesiono je po tym jak drewnianą zabudowę sięgającą czasów Nowego Amsterdamu strawił szalejący tu w roku 1835 wielki pożar. Ognia nie dało się powstrzymać z uwagi na niespotykany jak na Nowy Jork mróz. Strażacy próbowali walczyć z żywiołem, jednak woda zamarzała zanim dosięgała ogarniętych ogniem budynków. W ten sposób drewniana zabudowa nie tylko Pearl Street ale i okolicznych ulic przepadła na zawsze. Od tej pory budynki w Nowym Jorku zaczęto wznosić z kamienia i cegieł.
W dalszym ciągu jednak to właśnie w tym rejonie znajdziemy bardzo starą jak na Nowy Jork zabudowę, w tym mieszczący się przy numerze 54, na skrzyżowaniu z Broad Street najstarszy budynek na Manhattanie. Historia wybita jest nie tylko w tworzących go cegłach, ale i w mieszczącej się w nim jednej z najstarszych tawern Nowego Jorku, za sprawą której budynek stanowił w XVIII wieku centrum życia towarzyskiego.
Fraunces Tavern – najstarsza restauracja Nowego Jorku działająca do dziś
Budynek przy 54 numerze wzniesiono w 1719 roku, a historia mieszczącej się w nim tawerny sięga roku 1762. Wtedy to ówczesny właściciel budynku, Samuel Fraunces, otworzył ją pod nazwą Queen’s Head. I choć nazwa tawerny uległa zmianie i dziś nosi imię swego założyciela, działa nieprzerwanie w tym samym miejscu od początku swego istnienia. Więcej o Fraunces Tavern >>
Stone Street
Spacerując po dolnym Manhattanie nie sposób nie zajrzeć na sąsiadującą z ulicą Perłową Stone Street. To również jedna z najstarszych nowojorskich ulic, za czasów Nowego Amsterdamu funkcjonująca jako Hoogh Straet (High Street). Przemianowana przez Brytyjczyków na Duke Street funkcjonowała pod tą nazwą do roku 1794, kiedy zmienioną ją na funkcjonującą obecnie Stone Street. Nazwa nie jest przypadkowa i upamiętnia fakt, że była to pierwsza brukowana ulica Nowego Amsterdamu, a co za tym idzie i całego Nowego Jorku. Stone Street była niegdyś najważniejszą ulicą miasta i to właśnie przy niej wznosił się pierwszy ratusz.
Pierwotna kolonialna zabudowa podzieliła los tej z Pearl Street, jednak część tutejszych budynków zrekonstruowana została w stylu holenderskim, przywołując choć odrobinę klimat z czasów Nowego Amsterdamu. Po starym bruku możemy się przechadzać do dziś, a przy okazji całkiem dobrze zjeść i wypić. Dzisiejsza Stone Street to bowiem zagłębie barów i restauracji, tętniące życiem zwłaszcza wieczorami. To zatem doskonałe miejsce by wśród starych cegieł, przy kilku kuflach piwa lub szklankach whiskey zakończyć spacer po najstarszej części Nowego Jorku.