Gdy zapadła decyzja o wyjeździe do Kazachstanu, wiedziałam, że Kanion Szaryński będzie miejscem, którego nie pominiemy. Tak już mam, że wszelkie “dziury w ziemi” działają na mnie jak magnes i nie mogę odmówić sobie ich zgłębienia. Zwłaszcza w części świata, w której są one tak rzadko spotykane. Szaryn (inaczej Czaryn) określany jest mianem młodszego brata Wielkiego Kanionu Kolorado w Arizonie. Wspominając urok starszego brata, zastanawiałam się, czy ten młodszy będzie mu w stanie dorównać.
Na trasie do Szarynu towarzyszył nam pewien niepokój. Akurat na czas naszej podróży przypadło wprowadzenie ograniczeń w poruszaniu się w strefie przygranicznej i do miejsc takich jak Kanion Szaryński czy Wielkie Jezioro Ałmatyńskie wymagane były dodatkowe permity, których załatwianie było dla nas zbyt czasochłonne. Liczyliśmy się z tym, że możemy zostać cofnięci przed samym osiągnięciem celu. Widok budki strażniczej nieco podniósł nam ciśnienie, zwłaszcza, gdy usłyszeliśmy, że przejazd nie jest problemem, problemem są pieniądze. Na szczęście strażnik roześmiał się i wyjaśnił, że nie chodzi o żadne pozwolenie czy łapówkę, lecz o zwykły bilet wstępu. Odetchnęliśmy, zapłaciliśmy, a ze strażnikami mieliśmy jeszcze okazję się spotkać. Ale o tym później :)
Zachód słońca w Kanionie Szaryńskim
Nad krawędź Szarynu dotarliśmy w idealnym momencie. Zachodzące słońce oświetlało skały w głębi kanionu, wydobywając ich barwę i fakturę. Pogapiliśmy się tak aż do chwili, gdy światło w kanionie zgasło. Zostawiliśmy samochód na górze, a sami ruszyliśmy serpentyną w dół wąwozu, by zanocować w jego wnętrzu. Wędrówka zajęła nam około godziny. Z początku mogliśmy przyglądać się wystającym ponad nami skalnym formacjom. Trzeba przyznać, że robią duże wrażenie, a późna pora dodała im nieco tajemniczości. Najbardziej widowiskowa część kanionu to tak zwana Dolina Zamków. Do celu dotarliśmy po zmroku. Nie byliśmy w stanie ocenić walorów miejsca, w którym rozbijaliśmy namioty. Słyszeliśmy, że tuż obok przepływa rzeka. Wiedzieliśmy też, że otaczają nas strome skalne ściany. Reszta, aż do rana pozostawała tajemnicą.
Impreza wśród skał
Jeszcze przed osiągnięciem celu, spotkaliśmy strażnika, u którego wcześniej kupowaliśmy bilety. Pokazał gdzie możemy się rozbić i poprosił, żebyśmy po rozstawieniu namiotów podeszli do pobliskiego baru. Byliśmy na dnie kanionu. Bar? Nie spodziewałam się niczego ponad niewielką budką, w której można kupić przekąski i napoje. Nie doceniłam jak widać kazachskiej inicjatywy. Wspomniany bar był nieco większy niż myślałam, a dobiegająca z niego muzyka znacznie głośniejsza niż można by się po takim miejscu spodziewać. Wokół stołów siedziała spora gromadka sącząca piwo, a szisza krążyła z rąk do rąk. Tuż obok inna grupa tańczyła w rytm różnorodnych melodii. Jednym słowem impreza na całego.
Okazało się, że rozrywkowa ekipa to głównie ludzie związani z kanionem, między innymi strażnicy, czy pracownicy zaplecza turystycznego. Przyjezdnych było jak na lekarstwo. Gospodarze nie pozwolili, byśmy siedzieli z boku. Po chwili szisza krążyła już i wśród nas, a co niektórzy zadbali o to, byśmy zbyt często nie schodzili z parkietu. Wyobrażałam sobie, że noc w kanionie upłynie nam spokojnie, głównie na toczonych przed namiotem rozmowach i wsłuchiwaniu się w szum Szarynu.
Dość huczna impreza w takim miejscu w ogóle nie przyszła mi do głowy i była przeżyciem z rodzaju tych abstrakcyjnych. Prawdę mówiąc, mimo że bawiłam się bardzo dobrze, nie pasuje mi tworzenie imprezowni w takich miejscach. Zwłaszcza, że w Szarynie wszystko dopiero się rozkręca. Imprezownia działa ledwo od miesiąca, a strażnicy utrzymują, że bawią się tam dzień w dzień. Planowane jest ponoć poszerzanie turystycznej infrastruktury, łącznie z wybudowaniem SPA. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo sam kanion jest naprawdę wystarczającą atrakcją, a im bardziej dziki i naturalny, tym lepiej.
Wieczór nie upłynął nam jednak tylko na imprezie, ale i rozmowach z miejscowym towarzystwem, nie kazachskim jak się okazało, lecz ujgurskim.
Ujgurzy
Ujgurzy są grupą etniczną pochodzenia tureckiego, o korzeniach sięgających co najmniej 1600 lat wstecz. Prawdopodobnie są spokrewnieni z Hunami, a założone w VIII wieku ujgurskie imperium sięgało od Morza Kaspijskiego po Mandżurię. Jednak już wiek później, zostało podbite przez Kirgizów, a przyczyniły się do tego ujgurskie wojny domowe. Na przestrzeni lat Ujgurzy wcieleni byli między innymi do imperium Dżyngis-Chana i kolejne mongolskie potęgi, by ostatecznie dostać się pod panowanie Chin.
Obecnie zdecydowana większość z około 12 milionowej populacji Ujgurów zamieszkuje Ujgurski Autonomiczny Region Sinkiang w Chinach. W Kazachstanie żyje ich około 250 000, głównie na południu kraju, między innymi w okolicach Ałamty.
W wyniku licznych migracji i dokonanych na nich podbojów, Ujgurzy porzucili swe pierwotne wierzenia oparte na szamanizmie i animizmie. Wiarę w niebiańskiego boga Tengri oraz duchy przodków zastępował z początku manicheizm i buddyzm, by ostatecznie wyparł je islam, który jest dziś ich główną religią. Mimo burzliwej przeszłości i braku własnego państwa, Ujgurzy nigdy nie zatracili tożsamości i dążeń do autonomii. Świadectwem tego są liczne zrywy wolnościowe i powstania. W ciągu zaledwie stu lat, między 1759 a 1864 rokiem, wzniecili bunt aż 42 razy, doprowadzając w końcu do utworzenia państwa. Zostało ono jednak podbite przez Chiny na nowo.
Obecnie Ujgurzy, zmuszani do przejmowania chińskiego języka i kultury, nadal walczą o autonomię. Walka ta przybiera także formę partyzantki, a prym wiodą tu Islamski Ruch Wschodniego Turkiestanu i Organizacja Wyzwolenia Wschodniego Turkiestanu. Mimo uciekania się także do aktów terroru, sprawa Ujgurów przez media jest właściwie ignorowana, a cały konflikt dla większości świata nie istnieje. Jeśli nic w tej kwestii nie ulegnie zmianie, szanse na odzyskanie ujgurskiej autonomii bliskie będą zeru.
Ujgurzy opowiadali nam między innymi o swym pochodzeniu i różnicach między ich, a kazachską mową. Podkreślanie tych różnic było dla nich bardzo ważne i wiązało się zapewne właśnie z potrzebą zachowania odrębności kulturowej.
O wschodzie
Zasnęliśmy sporo później niż planowaliśmy. Pierwsze przebudzenie nastąpiło wraz ze wschodem słońca. Choć w dole nie był on zbyt spektakularny, rozżarzone szczyty otaczających skał zostały pięknie wyeksponowane. Wtedy też zobaczyliśmy w jak urokliwym otoczeniu spędziliśmy noc.
Kolejne przebudzenie nastąpiło kilka godzin później. Zebraliśmy obozowisko i ruszyliśmy w dalszą eksplorację kanionu. Wracaliśmy tą samą drogą, którą przyszliśmy. Teraz formacje skalne mogliśmy podziwiać w pełnej okazałości.
Kanion Szaryński – jak dojechać z Ałmaty
Jeśli po Kazachstanie podróżujemy samochodem, dojazd do kanionu nie powinien sprawić nam kłopotu. Nieco więcej zachodu wymaga za to dostanie się tam transportem lokalnym. Należy złapać autobus z dworca Sayakhat w Ałmaty do Kegen albo Narynkol i wysiąść na zjeździe w stronę kanionu. Najlepiej jeszcze przed startem dogadać z kierowcą, żeby się tam zatrzymał. Stamtąd to jeszcze 10-12 km które można pokonać stopem, taksówką lub spacerem. Ponieważ Kazachstan zwiedzaliśmy wynajętym samochodem, osobiście nie przerabiałam tego wariantu. Informacje pochodzą z ulotki dla turystów, którą dostałam w hostelu w Ałmaty. Dlatego na miejscu warto dopytać, czy są to informacje aktualne i w jakich godzinach startują autobusy.
Informacje praktyczne:
- kanion położony jest w południowo wschodnim Kazachstanie, ok. 220 km od Ałmaty
- Koszt wstępu do kanionu Szaryńskiego – 750 KZT osoba
- nie musicie obawiać się wieczornego hałasu. Muzykę z baru słychać tylko w jego bezpośrednim pobliżu.
- ponoć w kanionie występują skorpiony, jednak ostatnio zostały sztucznie wytępione. Nie wiadomo kiedy pojawią się kolejne.
- jeśli ktoś nie przepada za chodzeniem, w dół kanionu może zjechać quadem z przyczepą zabierającą całe grupy. Dotyczy to także drogi powrotnej.
Spodobał ci się Kanion Szaryński? Odwiedź też Kanion Skazka w sąsiednim Kirgistanie >>