Chiny są domem dla 1,3 miliarda ludzi, co czyni je najbardziej zaludnionym krajem świata. Same liczby są może dość abstrakcyjne, jeśli jednak przeliczymy, że niemal co piąta osoba na świecie jest narodowości chińskiej, zaczynają one robić wrażenie. Kraj ten jest kolebką jednej z najstarszych kultur na świecie i stanowi oryginalną mieszankę dawnych tradycji, pędzącej wręcz gospodarki, infrastrukturalnego rozmachu i technologicznego postępu. A wszystko pod czujnym okiem największej na świecie i “jedynej słusznej” Komunistycznej Partii Chin.
Wszystko to sprawia, że pierwsze spotkanie z Państwem Środka może stanowić wyzwanie, nawet dla tych bardziej zaprawionych turystów. Poniżej zaś kilka spostrzeżeń i informacji, które mogą Wam pomóc nieco lepiej się na to spotkanie przygotować.
Ceny w Chinach
Z naszego punktu widzenia ceny w Chinach określić można jako dość nierówne. Dla przyjezdnych z Polski niedrogie okażą się ubrania, noclegi (choć tu wszystko zależy oczywiście od lokalizacji i standardu) oraz jedzenie. Nie można powiedzieć tego o cenach transportu, zwłaszcza pociągów. Jednak te na wielu trasach rozpędzają się do 300 – 400 km/h, a technologia i komfort kosztują. Zresztą, szybką możliwość przemieszczania się po kraju o tak znacznych odległościach docenia się podwójnie. A co jest w Chinach drogie? Wstępy do turystycznych atrakcji i parków narodowych. Te, biorąc pod uwagę ogólny poziom cen w kraju, mogę uznać za jedne z najdroższych spośród miejsc, które miałam okazję odwiedzić. A konkretnie:
- Park Narodowy Gór Lushan: wstęp 160 juanów/osoba, autobus 90 juanów – w sumie 250 juanów od osoby
- Park Narodowy Zhangjiajie – 225 juanów za sam wstęp, kolejki linowe 72 oraz 100 juany od osoby, winda w jedną stronę 65 juanów. Bez skorzystania z powyższych udogodnień nie dostaniemy się w niektóre części parku
- Góra Tianmen – 261 juanów (obejmuje wjazd kolejką linową, wstęp do świątyni oraz przejazd autobusem po Tongtian).
Dodam jednak, że w mojej ocenie każda z tych atrakcji warta jest swojej ceny.
Targowanie się
Chiny to niewątpliwie kraj, w którym targować się można, a nawet trzeba. Dotyczy to przede wszystkim wszelkiej maści bazarów i straganów z pamiątkami, gdzie cena wyjściowa bywa nawet kilkanaście razy wyższa niż ta, którą faktycznie możemy zapłacić. Muszę przyznać, że czynność ta, zwłaszcza na początku, jest dla mnie dość niezręczna. Tym bardziej gdy mam rzucić kwotę skrajnie różną od tej zaproponowanej przez sprzedawcę. A jednak porównanie cen tych samych przedmiotów sprzedawanych na popularnym bazarze czy przy turystycznych atrakcjach z ich ceną w zwykłym sklepie czy kiosku, pozwala pozbyć się wyrzutów sumienia dość skutecznie. Pamiętajmy jednak, że co innego przedmioty wykonywane fabrycznie, a co innego rękodzieło czy rzemiosło wykonane przez sprzedawcę osobiście. Tu lepiej kierować się taktem i nie sugerować ceny, która mogłaby twórcę zwyczajnie urazić. Niestety granice mogą być tu płynne i zdać się musimy na wyczucie, które z każdym dniem pobytu okaże się zapewne coraz lepszym doradcą.
Zamawianie jedzenia
W miejscowych lokalach (o ile nie są to restauracje dedykowane turystom) próżno szukać menu w jakimkolwiek znajomo brzmiącym języku. Remedium na wszechobecne chińskie znaczki bywają obrazki, prezentowane głównie na dużych plakatach. Niestety w wielu lokalach (zwłaszcza w miejscach turystycznych) dania pokazane na obrazkach to również te najdroższe. Najprostsze, nie mniej smaczne potrawy, jak smażony ryż czy makaron z dodatkami, kryją się zazwyczaj pod koniec menu i kosztują grosze.
Pozycje w menu można spróbować rozszyfrować za pomocą aplikacji Google Translate, jednak zadziała ona tylko, gdy znaki nie są rozmieszczone zbyt gęsto.
Jeśli przy daniach nie są umieszczone ceny, należy o nie przed każdym zamówieniem dopytać. Zdarzyło nam się zapłacić za jajecznicę jak za obiad w niezłej europejskiej knajpie, bo akurat okazało się, że znajdują się w niej wyjątkowe grzyby podnoszące cenę posiłku kilkakrotnie.
Płatności mobilne
Chiny przodują na świecie pod względem płatności mobilnych. Są one bardzo powszechne, a w wielu miejscach zwyczajnie wyparły już gotówkę. Nie tylko w galeriach handlowych czy restauracjach, ale i na bazarach czy straganach ze streetfoodem, gdzie czasem nie da się zapłacić banknotami. Najpopularniejszymi platformami do dokonywania płatności są WeChat i Alipay. Za to karty Visa czy Mastercard, którymi najczęściej dysponują europejscy przyjezdni nie są akceptowane. Co to oznacza w praktyce? A no to, że czasem kupując na mieście pierożki czy cuda na patyku musieliśmy odpuścić albo prosić lokalsów żeby zapłacili za nas aplikacją, a my oddawaliśmy im juany w gotówce. Na szczęście nie musieliśmy uciekać się do tego rozwiązania zbyt często. Pomocna okazywała się też karta Revolut, która sprawnie radziła sobie z chińskimi bankomatami, zasilając nasze portfele kolejnymi juanami.
Przyjeżdżając do Chin na dłużej, można pomyśleć o podpięciu karty płatniczej do którejś z chińskich aplikacji. Aby to jednak uczynić należy założyć konto w chińskim banku i dopiero to konto połączyć z aplikacją. Jeśli przyjeżdżamy na 2-3 tygodnie gra nie jest raczej warta świeczki i możemy poradzić sobie bez dodatkowych formalności. Przy okazji tematu płatności warto wspomnieć, że w Chinach coraz większą popularność zdobywają płatności biometryczne i w niektórych punktach Chińczycy dokonują opłat za pomocą dłoni, a nawet rozpoznawania twarzy.
Wiza do Chin
Wiza do Chin nie wywołuje tak emocjonalnych dyskusji jak jeszcze niedawno temat wizy do USA. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, gdyż ani pod względem kosztów ani upierdliwości w załatwianiu formalności, wcale tej drugiej nie ustępuje. Więcej informacji na temat wyrabiania wizy do Chin znajdziecie tu >> Dowiecie się także w jakich wypadkach wiza nie będzie Wam potrzebna.
Cenzura
Przyjeżdżając do Chin musimy przygotować się na kontakt z nową rzeczywistością. Rzeczywistością, w której wiele aspektów europejskiego stylu życia podlega cenzurze lub jest niedostępnych. Banowane są zagraniczne filmy (dopuszcza się emisję tylko 34 rocznie), niewygodne według władz książki czy kontrowersyjni artyści. Dla przyjezdnych najbardziej dotkliwa okaże się zapewne cenzura internetu, a szczególnie usług z których wielu z nas korzysta na co dzień. W Chinach nie działa wyszukiwarka ani żadne usługi Google, a także Facebook, Instagram czy Youtube. Zbanowanych jest wiele zagranicznych serwisów, komunikatorów czy platform społecznościowych. Usługi te mają co prawda swoje chińskie odpowiedniki, jednak z uwagi na brak anglojęzycznego interfejsu są najczęściej dla przyjezdnych bezużyteczne.
Możemy zatem pogodzić się z zaistniałą sytuacją i wyjazd potraktować również jako odwyk od internetu i mediów społecznościowych. Możemy także próbować obejść system i skorzystać z jednej z wirtualnych sieci prywatnych – VPN, zapewniających szyfrowane połączenie i możliwość anonimowego korzystania z internetu.
Czy korzystanie z VPNów w Chinach jest legalne? Niełatwo jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony korzystanie z nich przez chińskich obywateli jest zabronione, a przyłapanym na procederze grożą wysokie grzywny. Z drugiej, władza przymyka oko na korzystanie z nich przez chińskie firmy, które nie mogą pozostać odcięte od świata. Przymykają oko także na turystów i w ich przypadku przepisy nie są raczej egzekwowane. Można zatem powiedzieć, że stosowane są tu podwójne standardy, lecz z VPN każdy przyjezdny korzysta na własną odpowiedzialność. Warto także pamiętać, że chińskie władze trzymają rękę na pulsie i blokują dostęp kolejnych VPN, dlatego jeśli chcemy z nich korzystać, przed samym wyjazdem powinniśmy sprawdzić które z nich są akurat aktualne.
Blokowiska, czyli budowlany rozmach
Chińskie miasta to prawdziwe olbrzymy. Liczba mieszkańców wielu z nich przekracza 10 mln, a niektórych jak Szanghaj czy Pekin to ponad 20 mln. Zaludnieniu i rozmiarowi metropolii towarzyszy rozmach w projektowaniu i wznoszeniu blokowisk, które mocno odbiegają od standardów europejskich. Pnące się kilkadziesiąt pięter w górę molochy były pierwszym, co rzuciło mi się w oczy jadąc z lotniska w Nanchang do centrum miasta. Ten widok oczywiście z każdym dniem nieco powszednieje, lecz po powrocie na typowym polskim osiedlu poczuć się można jak w parku miniatur ;)
W górach po betonie
Zamiłowanie chińskich planistów do betonu widać niestety nie tylko w miastach, o czym szybko przekonamy się przyjeżdżając w tutejsze góry. Tianmen Mountain, Góry Lushan, rozsławiony za sprawą kręconego w nim filmu Avatar Park Narodowy Zhangjiajie czy tarasy ryżowe Longsheng – wszędzie tam szlaki wiodły wybetonowanymi ścieżkami, a bardziej strome podejścia pokonywało się nie mniej betonowymi schodami. Przyznam, że takie rozwiązania budzą we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony na pewno czynią góry bardziej przystępnymi dla osób starszych lub mniej sprawnych. Odbierają im jednak sporo uroku, a bardziej zaawansowanym piechurom także radość płynącą z samego trekkingu, nie wspominając o ingerencji w naturalny krajobraz. Jedno jednak mogę powiedzieć na pewno. Góry w Chinach są piękne i różnorodne, a rozciągające się z nich widoki rekompensują nadgorliwe podejście do rozbuchanej infrastruktury. Zresztą, sami zobaczcie.
Toalety publiczne w Chinach
W chińskich miastach, jak i na turystycznych szlakach, publicznych toalet jest wiele i są one bezpłatne. Dostępności do nich możemy zatem Chińczykom pozazdrościć. Odwiedzającym Azję po raz pierwszy komfort korzystania z nich może jednak pozostawiać nieco do życzenia. O azjatyckich łazienkach spokojnie można napisać obszerny artykuł, tu zatem skupię się tylko na na kilku kwestiach.
- Chińskie toalety to najczęściej tzw. “kucajki”, czyli dziury w ziemi, z których korzystamy właśnie kucając. Jest to tak naprawdę naturalna pozycja dla organizmu dla załatwiania fizjologicznych potrzeb, a przy okazji chroni przed bezpośrednim kontaktem z muszlą, co w publicznej toalecie niewątpliwie jest atutem.
- Zużytego papieru nie wyrzucamy do toalety, lecz do stojącego obok kosza. Bywa, że papieru nie ma w ogóle, gdyż powszechnie praktykuje się tu po prostu podmywanie. Warto być zatem odpowiednio zaopatrzonym.
- W wielu krajach świata podejście do prywatności przy załatwianiu fizjologicznych potrzeb różni się od naszego. Stąd w Chinach nie szokują toalety publiczne pozbawione drzwiczek w kabinach, a nawet samych kabin. Jeśli zatem wolimy nie korzystać z toalety w towarzystwie, musimy nieraz poszukać innej. Na szczęście ubikacje z kabinami spotyka się tu zdecydowanie częściej od tych bez.
- Uważać trzeba także na niektóre rozwiązania konstrukcyjne. Zdarza się, że kabiny współdzielą system spłukiwania wody, przy czym uruchomienie go możliwe jest tylko w jednej z nich. W pozostałych pozostaje tylko czekać, aż ktoś w szczęśliwej kabinie spuści wodę, bo sami nie możemy tego zrobić. Warto zatem sprawdzić czy nie trafiliśmy do tego rodzaju przybytku zwłaszcza, gdy w planach mamy dwójkę ;)
Toalety publiczne w Chinach – system spuszczania wody Toalety publiczne w Chinach – na szczęście nie wszystkie dają tak mało prywatności
Tłumy, miejsca turystyczne i język angielski
Chiny to najludniejszy kraj świata, zatłoczone miasta czy atrakcje turystyczne nie są zatem zjawiskiem zaskakującym. A jednak tłumy wylewające się z metra, pociągów czy schodzące z szanghajskiej promenady Bund mogą przerosnąć wyobrażenia Europejczyka, który nie jest przyzwyczajony do takiej skali zjawiska.
Choć wiele znanych miejsc w Chinach to atrakcje na skalę światową, zdecydowaną większość turystów w Państwie Środka stanowią sami Chińczycy, a także inni Azjaci. Nieco inaczej wygląda sytuacja w Pekinie, na Wielkim Murze czy w kosmopolitycznym Szanghaju. Jednak w wielu prowincjach nieliczni Europejczycy niemal zupełnie giną w tłumie miejscowych. Nawet w rozsławionym przez film Avatar parku Zhangjiajie widzieliśmy ich dosłownie kilku.
Stąd zapewne, tak krytykowany przez niektórych, brak możliwości komunikowania się w Chinach po angielsku, nawet w miejscach turystycznych. Biorąc pod uwagę stosunkowo niski odsetek dalekich przybyszów, wysiłek wkładany w naukę znajomego nam języka nijak się Chińczykom nie opłaca. Motywy mogą być również inne, ten jednak jest na tyle racjonalny, że pozostałych nie ma co się specjalnie doszukiwać.
Niezależnie od przyczyn faktem zatem jest, że porozumieć się w Państwie Środka w innym języku niż miejscowy jest bardzo trudno. Z pomocą przychodzą na szczęście nowoczesne technologie, jak i uniwersalny język gestów… choć w Chinach i ten może nas zawieść. Różnice kryją się choćby w pokazywaniu liczb, które podczas targowania czy zamawiania posiłków w restauracji mogą mieć kluczowe znaczenie.
No somking… Refuse to behave in a civilized manner :)
Podróżowanie po Chinach – samochodem, pociągiem, autobusem
Podróżowanie samochodem po Chinach jest bardzo utrudnione. Po pierwsze nie można tam wjechać własnym autem. Pozostaje zatem wynajem, który wymaga z kolei posiadania chińskiego prawa jazdy. Wydaje je policja po uprzednio zdanym egzaminie. Przy dłuższym pobycie jest to opcja do rozważenia, jednak w przypadku kilkutygodniowej wizyty raczej mało kto zechce zawracać sobie głowę takim rozwiązaniem. Jeśli jednak komuś bardzo zależy na przemieszczaniu się właśnie autem, może jeszcze skorzystać z opcji wynajmu samochodu z kierowcą.
Nie ma jednak co przy takim rozwiązaniu obstawać, gdyż lokalnym transportem podróżuje się po Chinach całkiem sprawnie. Wiele miast i miasteczek, a także turystycznych atrakcji jest dobrze skomunikowanych. Ponadto między wieloma z nich kursują szybkie pociągi, rozpędzające się do 300 – 400 km na godzinę. Biorąc pod uwagę odległości w Państwie Środka, możliwość korzystania z nich bywa na wagę złota.
Dworce w dużych miastach wyglądają niemal jak lotniska, a w bonusie miewają poczekalnie wyposażone w masujące fotele. Niestety podobieństwo do lotnisk przejawia się również od ich gorszej strony. Niezależnie czy podróżujemy pociągiem czy autobusem, nawet na niezbyt długich trasach, czeka nas przechodzenie przez bramki i prześwietlanie bagażu. Ciągle powtarzana procedura bywa męcząca i wymusza wcześniejsze stawienie się w punkcie odjazdu. Zwłaszcza gdy czeka nas jeszcze kupno biletu, które również wiąże się z wieloma formalnościami.
O tym jak podróżuje się w Chinach pociągami, również nocnymi, przeczytacie też na zaprzyjaźnionym blogu Brewy >>
Przyjezdny jako atrakcja turystyczna
Wybierasz się do Chin podziwiać turystyczne atrakcje? Musisz wiedzieć, że przede wszystkim atrakcją taką będziesz Ty, a Chińczycy nie omieszkają Ci tego wyraźnie okazać. To nie będą zaciekawione, ukradkowe spojrzenia czy nieśmiałe próby kontaktu. Musisz przygotować się na żywe zainteresowanie i ciągłe prośby o zrobienie sobie z Tobą zdjęcia. Pół biedy gdy na szlaku co i raz poprosi o to jakaś parka czy dziecko. Gorzej, gdy grupa dwudziestu Chińczyków okrąży Was ze wszystkich stron i każdy z nich zechce ustrzelić pamiątkową fotkę. A zdarza się to nierzadko, gdyż Chińczycy lubią przemieszczać się w licznych, hałaśliwych grupach. Jeśli zatem chcecie kontemplować w ciszy piękno przyrody, w chińskich parkach narodowych będziecie musieli się nieco natrudzić, by zamierzenie to zrealizować.
Z podobnymi sytuacjami możecie spotkać się w komunikacji miejskiej czy pociągach. W metrze siedząca obok mnie Chinka bez skrępowania zaczęła robić sobie ze mną selfie, namawiając przy tym do wspólnych dziubków. Zaskoczenie sprawia, że czasem z sytuacji takich trudno w porę wywinąć się w sposób taktowny, a zarazem skuteczny.
Mimo wielu podobnych sytuacji warto jednak pamiętać, że na przyjezdnych reaguje tak tylko część społeczeństwa. Wielu Chińczyków to osoby nieśmiałe, a ich dystans może zaowocować traktowaniem wręcz chłodnym. Wiadomo, ludzie są różni i w każdym kraju spotkamy się z całą gamą zachowań. Jednak w żadnym jak dotąd miejscu nie zaobserwowałam w tym względzie takich skrajności.
Chińska rzeczywistość na tyle różni się od znanej nam na co dzień, że wpis ten spokojnie mógłby być kilka razy dłuższy. Byliście w Chinach? Jeśli macie spostrzeżenia, którymi chcecie się podzielić, zamieśćcie je w komentarzu :)
Chińskie pamiątki