Park Narodowy Równin Hortona (Horton Plains) to ponoć najzimniejsze i najbardziej wietrzne miejsce Sri Lanki, znane z nieustannych kaprysów pogody. Jak niskich temperatur jakoś sobie nie przypominam, tak zmienność aury miała się potwierdzić w stu procentach.
Podobno równiny można podziwiać w pełnej krasie do 10 rano, zanim ogrzane powietrze zaczyna unosić się ku górze, przysłaniając widoki grubą warstwą chmur. Dlatego z malowniczo położonego domu, w którym spaliśmy, wyruszyliśmy sporo przed świtem. Po drodze minęliśmy pogrążoną we mgle wioskę Pattipola, z najwyżej położoną stacją kolejową w kraju (1893 m npm).
Gęsta mgła przywitała nas też na wjeździe do parku, a majaczące w niej sylwetki drzew przywoływały na myśl mroczne mokradła.
Jednak już po chwili opary się rozstąpiły, ukazując zupełnie inne oblicze położonego na wysokości 2000 m płaskowyżu. Moczary ustąpiły miejsca zielono-żółtym trawom kontrastującym z intensywnie niebieskim niebem.
Mały i duży Koniec Świata
Ruszyliśmy pętlą prowadzącą do dwóch charakterystycznych punktów, zwanych Małym Końcem Świata (Little World’s End) oraz… Końcem Świata (World’s End). Momentami podmokła ścieżka, w odcieniach żółci, pomarańczy i czerwieni, prowadzi przez teren płaski, zaraz lekko pagórkowaty, by doprowadzić nad przepaść sięgającą niemal 900m.
Wspaniałe widoki można podziwiać jednak już na trasie, nawet na siedząco, gdyby ktoś miał ochotę ;)
A wracając do Końca Świata, trzeba mieć jednak trochę szczęścia, by ujrzeć rozciągający się tu pejzaż. O ile Little World’s End mogliśmy podziwiać bez przeszkód (choć w ostatniej chwili), tak World’s End zastaliśmy całkowicie spowity chmurami. Szarość, deszcz, widoczność kilka metrów… jak na człowieka małej wiary przystało, po godzinie czekania na zmianę chciałam dać sobie spokój. Znajomi nalegali na dodatkowe 5 minut. I nagle, w ostatniej chwili, chmury na moment się rozstąpiły, ukazując fragment przepaści i majaczące w oddali wierzchołki.
Wśród zgromadzonych gapiów nastało wielkie poruszenie. Na mnie Koniec Świata nie zdołał wywrzeć jednak wrażenia porównywalnego z jego mniejszym odpowiednikiem:
Odwiedź lasy mgliste w okolicy »
Po chwili pogoda znów się popsuła, by ulec poprawie kilkadziesiąt metrów niżej. Korzystając z okazji zeszliśmy jeszcze do Wodospadu Bakera, by nieco później, ponownie w lekkiej mgle, powrócić z wędrówki na koniec świata.
A wracając do panujących w równinach temperatur. Lankijczycy wydają się traktować opinie o panującym tu chłodzie bardzo poważnie. Właściwie żaden z mijanych po drodze miejscowych nie rozstawał się z wełnianą czapką lub nausznikami (nie wiedzieć czemu noszonych podwójnie, a nawet potrójnie). Zresztą, biorąc pod uwagę tutejszy klimat, popularność zimowych gadżetów na całej wyspie jest naprawdę zadziwiająca.