Adam’s Peak mierzy niewiele ponad 2200m. Wysokość góry imponująca nie jest i to nie ona wyróżnia ją spośród innych. Według legendy, na prośbę boga Samana, swój ślad zostawił na tym szczycie sam Budda. Tak utrzymują jego wyznawcy. Muzułmanie twierdzą natomiast, że ślad ten należy do Mahometa, wyznawcy hinduizmu, że do Shiwy. Według chrześcijan jest to z kolei ślad pozostawiony przez pierwszego człowieka, Adama, który po wygnaniu z raju, stał tam na jednej nodze, by odkupić swoje grzechy.
Stąd góra znana jest w Europie głównie jako Szczyt Adama (Adam’s Peak), a nie Sri Pada czy Samanalakanda, jak ma to miejsce w Azji. Tajemnicze wgłębienie w skale czyni wzniesienie miejscem kultu wielu religii i celem licznych pielgrzymek. Jest zarazem ciekawym przykładem tego, z jaką ochotą rozmaite religie roszczą sobie prawa do rzekomych cudów.
Jak by nie było, jest to bodajże jedyna góra na świecie, mająca znaczenie dla tak wielu wyznawców, co stanowi o jej wyjątkowości. Jedni idą tam więc dla Buddy, drudzy dla Adama. Jeszcze inni pokonują pnącą się stromo drogę dla siebie i pięknych widoków, zachwycających zwłaszcza, gdy na szczycie budzi się dzień.
Wspinaczka na Szczyt Adama
Aby wspiąć się na górę przed wschodem słońca, o którego pięknie krążą na Sri Lance legendy, wyruszamy o 2:00 w nocy. Pobudka po 3 godzinach snu nie jest prosta, zwłaszcza gdy ma się w perspektywie pokonanie ponad pięć i pół tysiąca schodów. To właśnie one, początkowo łagodne, im dalej coraz bardziej strome, prowadzą do celu. Światła latarni rozstawionych wzdłuż stopni rzucają lekki blask, znacząc w mroku wijącą się ścieżkę na szczyt.
Z początku wydaje się on całkiem niedaleki, jednak pokonując kolejne meandry krętej drogi i tracąc go z oczu, by znów odzyskać, stwierdzałam, że przed nami wciąż jeszcze długa droga. Na pewnym etapie (dla każdego zapewne innym) zmęczenie daje nieco o sobie znać. Nie ma się jednak co nad sobą rozczulać, zwłaszcza mijając wspinających się staruszków, nierzadko nawet o kulach. Niektórzy o własnych siłach, inni wsparci na barkach członków rodzin, powoli, ale konsekwentnie zbliżają się do celu. Na trasie panuje zresztą prawdziwa różnorodność. Równie często natykamy się na ludzi starszych, co na dzieci, osoby idące samotnie, jak i całymi rodzinami, mijamy mnichów odzianych w szaty i młodzież w strojach prawie plażowych. Wszyscy w swoim tempie zmierzają na szczyt lub już z niego wracają.
Na trasie mijamy kilka straganów, gdzie można coś zjeść lub napić się herbaty. Ceny rosną co prawda wraz z wysokością, jednak nie będzie to spustoszenie dla kieszeni :) Chętni mogą nawet skorzystać z dobrodziejstw leczniczego masażu.
Na Szczycie Adama
Docieramy na górę około 5.00. Nieco za wcześnie. Słońce wzejdzie za godzinę, a tu zimno jak cholera. Założyłam już wszystkie warstwy ubrań, które ze sobą zabrałam (mało tego nie było). Niestety okazały się niewystarczające. Po dość dokładnym zbadaniu szczytu z każdej strony, musiałam schronić się w jednym z przyświątynnych budynków. Jak się okazało, nie byłam jedyna. Wewnątrz budynku przywołującego na myśl jakiś schron, zebrał się już spory, zmagający z zimnem tłum, a ludzi wciąż przybywało.
Wschód słońca na Adam’s Peak
Nagle wszyscy zaczęli kierować się do wyjścia. A więc już czas. Większość osób zebrała się na schodach przy świątyni, wpatrując się w stronę słońca… a raczej w stronę, z której powinno się ono pojawić. W ostatniej chwili zostało jednak przyćmione przez chmurę. Nie szkodzi. Ciemność powoli rzedła, gasły tak liczne wcześniej gwiazdy, a opadające mgły odsłoniły widok na okolicę.
Przy dobiegających ze świątyni dźwiękach bębnów, patrzyliśmy na zmieniający się krajobraz. Szczyty wyłaniały się zza chmur, by znów w nich zatonąć. Wszystko na tle nieba mieniącego się odcieniami różu, żółci, pomarańczy i błękitu. Stoimy tak jeszcze jakiś czas, chłonąc niesamowitą atmosferę. O zimnie całkiem zapomniałam.
Wracamy tą samą drogą. Wygląda jednak zupełnie inaczej. Dopiero teraz ukazują nam się zbocza porośnięte wiecznie zielonym lasem podzwrotnikowym, skryte wcześniej pod osłoną nocy. Przed nami jeszcze tylko pięć tysięcy schodów.
Adam’s Peak praktycznie:
- z położonej u podnóży szczytu wioski, Dalhousie (warto zdrzemnąć się tam przed wspinaczką), wchodziliśmy 3 godziny, raczej średnim tempem. Spotkaliśmy też osoby, które twierdziły, że podejście zajęło im 7 godzin.
- podejście na Adam’s Peak możliwe jest tylko od grudnia do maja – poza sezonem z uwagi na ulewy i ponoć mega wiatry, góra nie jest udostępniona do wspinaczki
- Sri Lanka to głównie upały. Mimo to, wybierając się w góry, zwłaszcza gdy na szczycie chcemy być nad ranem, naprawdę przydadzą się ciepłe ciuchy. Łącznie z czapką, szalikiem i innymi zimowymi wynalazkami