Vagar to wyspa, której nie sposób pominąć wybierając się na Wyspy Owcze drogą lotniczą. Znajduje się tu bowiem jedyne lotnisko archipelagu. Dla wielu spośród przybywających będzie to zatem powitanie z tym mglistym, pięknym, odrealnionym archipelagiem.
Tutejsze lotnisko jest najbardziej odizolowanym portem lotniczym Europy. O tym, że jest też jednym z najtrudniejszych do wylądowania dowiedziałam się, gdy zakupione bilety czekały już spokojnie w mailowej skrzynce. Opisy silnych turbulencji, bladych twarzy cierpiących pasażerów i rozlewanych na pokładzie samolotu napojów pobudziły moją wyobraźnię na tyle, że chyba po raz pierwszy poczułam się przed lotem naprawdę nieswojo. Uspokajająco działały informacje o wybitnych kompetencjach farerskich pilotów, którzy lądowanie na krótkim pasie w fatalnych warunkach atmosferycznych praktykują latami, co czyni ich mistrzami w swoim fachu. Lot okazał się bardzo przyjemny, a lądowanie nie najgorsze, choć nie ominęły nas wrażenia podnoszące poziom adrenaliny. Nie trwały jednak długo, zapewne za sprawą dość przychylnej aury.
Do lat 40-tych XX wieku jedyna droga na archipelag prowadziła drogą morską i pozostałoby tak zapewne dłużej, gdyby nie zawierucha II wojny światowej. Jak się okazało nie ominęła ona tego zdawałoby się zapomnianego przez świat skrawka Europy. Choć nie toczyły się tu działania wojenne, w ramach Operacji Valentine stacjonowały tu wojska Brytyjskie, by nie dopuścić do zajęcia wysp przez III Rzeszę, która zdążyła opanować już Norwegię oraz Danię. Lotnisko wybudowały w latach 1942-43 siły brytyjskie, by łatwiej przerzucać tu swoich żołnierzy. Po wojnie zostało właściwie zapomniane, a połączyło Wyspy Owcze ze światem dopiero 30 lat później, po wybudowaniu lądowiska dla pasażerskich samolotów.
Miðvágur
Naszym domem stała się na kilka dni miejscowość Miðvágur i niewielkie, ale przytulne lokum w samym porcie. Ponieważ na wyspie wylądowaliśmy po zmroku, nie mogliśmy ocenić w jakiej okolicy przyszło nam mieszkać. To nawet lepiej, bo warto było czekać na poranną niespodziankę. Gdy się obudziłam, pokój spowijały delikatne promienie wpadające przez okno. Wyjrzałam na zewnątrz i wiedziałam, że nie będę zwlekać ze spacerem po okolicy. Pogoda na Wyspach Owczych to istna loteria, postanowiłam więc jak najszybciej skorzystać ze sprzyjającego światła. Zarzuciłam kurtkę i pomijając standardowe poranne aktywności, wyszłam przed dom. Zupełna pustka, rześkie, świeże powietrze i cisza, przerywana jedynie poszczekiwaniem drepczącego nieopodal psa. I oczywiście niesamowite widoki, czyli to, co w Wyspach Owczych najlepsze. Sprzed naszego domu rozciągał się widok na miasteczko, a także jedną z bardziej charakterystycznych formacji skalnych archipelagu – Trøllkonufingur, czyli Palec Wiedźmy.
Miðvágur to największa miejscowość Wyspy Vagar. Zamieszkuje ją ponad tysiąc osób, czyli całkiem sporo jak na farerskie warunki. Jej początki siegają II połowy XIV wieku, a wykopaliska dowodzą, że odbywała się tu wikińska rada Várting. W miasteczku spotkać można dobrze zachowane domy z dawnych czasów. Wśród nich miejsce szczególne zajmuje Kálvalíð, będący najstarszym na wyspie i służący mieszkańcom Farojów już od 1632 roku. Jego przeznaczenie zmieniało się przez lata, znany jest jednak przede wszystkim jako dom wdowy po lokalnym pastorze, a nawet po dwóch pastorach. Niejaka Beinta Broberg, która przeżyła dwóch mężów, a trzeciego doprowadziła do szaleństwa, stała się inspiracją dla Jørgen-Frantz Jacobsena i jego niedokończonej powieści “Barbara” opowiadającej o życiu na Wyspach Owczych w XVIII wieku. Książkę przetłumaczono na wiele języków i doczekała się dwóch ekranizacji, co czyni ją jednym z najbardziej znanych dzieł literackich tego regionu.
Sørvágsvatn – jezioro na krawędzi
Jadąc drogą nieopodal Miðvágur napotykamy skupisko kamiennych domków pokrytych trawą i pasące się przed nimi owce. Malowniczy obrazek na Farojach spotykany niezwykle często, zastaliśmy tym razem nad jeziorem Sørvágsvatn (zwanym także Leitisvatn). To największy akwen na całym archipelagu, lecz nie rozmiar decyduje o jego wyjątkowości lecz położenie. Jeden z brzegów niemal pokrywa się z miejscem, gdzie skalisty brzeg urywa się nad oceanem. Sprawia to wrażenie jakby zawieszone na skalnej półce jezioro miało wylać się do morza. W jednym miejscu tak się zresztą dzieje, za sprawą wodospadu Bøsdalafossur. Widok jest po prostu niezwykły. Cała trasa wzdłuż brzegu jest zresztą bardzo urokliwa. Z początku spokojna, wiodąca przez trawiaste pustkowia, przechodząca w bardzo wietrzny szlak nad strzelistymi klifami. Najbardziej majestatyczny, Trælanípan, wznosi się pionowo 148 metrów nad linią wody. To tak zwana Ściana Niewolników, z której według podań Wikingowie zrzucali niegdyś nieużytecznych z ich punktu widzenia irlandzkich jeńców.
Gásadalur – “Medytacje wiejskiego listonosza”
Poszukując zdjęć z Wysp Owczych, natkniecie się zapewne na jedno powtarzające się dość często. Przedstawia cienką strugę wodospadu, spływającego z klifu otoczonego zielonymi górami. Gdy przyjrzycie się lepiej ujrzycie skupisko domków w głębi lądu. Nie musicie szukać daleko, bo też nie oparłam się pokusie uwiecznienia jednego z bardziej charakterystycznego widoku Wysp Owczych. Różni się on jednak od większości ujęć, gdyż zalegające nisko chmury pozbawiły go szczytu Árnafjall w tle ;)
Wspomniane skupisko domków to osada Gásadalur, licząca obecnie 15 stałych mieszkańców*. Choć jej nazwa pochodzi najpewniej od dzikich gęsi, mieszkańcy chętnie nawiązują do znanej w tych rejonach legendy. Niejaka Gæsa, mieszkanka osady Kirkjubøur na sąsiedniej wyspie Streymoy, złamała zasady wielkiego postu zjadając mięso. Została na tym przyłapana i ukarano ją konfiskatą majątku na rzecz kościoła oraz wygnaniem. Nowe życie zaczęła prowadzić na Vagar, a wioskę nazwano od jej imienia.
Mimo tak nielicznej populacji, ta pięknie położona wioska ma swojego bohatera. Historię tego człowieka znają Farerowie na całym archipelagu, a jego hart ducha godny jest podziwu. To Karl Mikkelsen, pełniący przez wiele lat funkcję miejscowego listonosza. Dostarczał listy i przesyłki nie tylko do Gásadalur, ale i położonej po drugiej stronie stromego zbocza wioski Bøur. Z odciętego od świata Gásadalur wydostać można się było tylko przez góry, dlatego Karl pokonywał wyczerpującą trasę regularnie, 3 razy w tygodniu przez wiele lat. Wędrówek nie ułatwiała kapryśna aura, obfitująca w wichury i ulewy. To właśnie w wyniku wielkiej zawieruchy listonosz jeden jedyny raz nie dostarczył paczek na czas. Utknął na stromym, śliskim zboczu i był zmuszony przeczekać tam długotrwałą burzę. Miejscowi obawiali się o jego los, finał okazał się jednak dla Karla szczęśliwy, co mieszkańcy wiosek przyjęli z nieukrywaną ulgą.
Wydawać by się mogło, że to opowieść z zamierzchłej przeszłości. Tymczasem wszystko wydarzyło się współcześnie i to bardzo niedawno. Karl Mikelsen urodził się w roku 1945, a przez góry przedzierał się aż do 2005 roku, kiedy za sprawą wydrążonego w poprzek góry tunelu Gásadalur połączono wreszcie ze światem. Od tej pory życie miejscowego listonosza, a także pozostałych odizolowanych mieszkańców osady, stało się znacznie prostsze. Karl Mikelsen mieszka w Gásadalur do dziś.
Co ciekawe i dość intrygujące, do 1893 roku Gásadalur nie dorobiło się cmentarza. Drogę, do Bøur którą poruszał się listonosz pokonywały zatem także kondukty żałobne.
Tindhólmur
Droga dojazdowa do Gásadalur dostarcza wspaniałych wizualnych doznań, zwłaszcza w sprzyjających warunkach pogodowych. Piękna panorama rozciąga się między innymi na Tindhólm, niewielką, niezamieszkałą wysepkę o stożkowym kształcie i pięciu szczytach. Wyspy Owcze są rajem nie tylko dla miłośników ciekawych krajobrazów, ale także podań i legend. Tu z niemal każdym miejscem wiąże się jakaś opowieść. Z Tindhólm nie jest inaczej. Według farerskich podań wysepkę zamieszkiwała niegdyś rodzina z dzieckiem. Szybko ją jednak opuściła po tym, jak mieszkający na szczycie orzeł skradł i zabił dziecko. Od tamtej pory Tindhólmur pozostaje niezamieszkały.
Mykines – królestwo maskonurów
Z Vagar widoczna jest także położona nieopodal wysepka Mykines. Poza pięknymi widokami przyciąga przede wszystkim występowaniem kolonii jednego z symboli Wysp Owczych, maskonurów. Niestety pod koniec września szanse na ich spotkanie są niewielkie, dlatego Mykines zostawiliśmy sobie na bliżej nieokreśloną przyszłość. Wyspy Owcze z całą pewnością warte są powrotu.
Odwiedź inne wyspy archipelagu »
Źródła:
* Statistics Faroe Islands http://www.hagstova.fo/en
“81:1. Opowieści z Wysp Owczych”, Marcin Michalski i Maciej Wasielewski