Knuckles Range to masyw górski położony w samym centrum Cejlonu. Nazwę knuckles (kłykcie, kostki palców) nadali mu brytyjscy geodeci, układ szczytów i fałdowań w zachodniej części masywu nasuwa bowiem skojarzenie z zaciśniętą pięścią. W języku syngaleskim region ten znany jest jednak jako Dumbara Kanduvetiya, czyli „pogrążony we mgle”. I ta nazwa, choć znacznie mniej nam znana, doskonale współgra z warunkami, jakich możemy spodziewać się na miejscu.
Lasy mgliste:
Niewielką część obszaru Knuckles Range pokrywają tak zwane lasy mgliste. Wskutek następującej nieprzerwanie kondensacji pary wodnej, chmury i mgły nie ustępują tam ani na chwilę, czyniąc krajobraz mrocznym i tajemniczym. Lasy te są siedliskiem wielu endemicznych gatunków roślin i zwierząt, a stanowią zaledwie 1% światowych zasobów leśnych!
Zielone zbocza Knuckles Range:
Co prawda nie dotarliśmy do samego mglistego lasu, mimo to gwałtowna zmiana pogody zagwarantowała nam poznanie panujących w nim warunków. Zanim jednak aura uległa zmianie, mieliśmy okazję podziwiać piękno zielonych grzbietów skąpanych w południowym słońcu. Natknęliśmy się także na kilka odosobnionych domostw i ich mieszkańców. Tubylcy, żyjący z dala od cywilizacji, zajmują się głównie uprawą ryżu i kardamonu (jednej z najdroższych przypraw na świecie). Najmłodsi mieszkańcy niższych partii gór nie są jednak odseparowani od świata i pobierają naukę w publicznych szkołach, oddalonych jednak od domu. Podczas wędrówki zdarzyło nam się natknąć na grupkę dziewczynek, w charakterystycznych mundurkach, wracających w góry po skończonych zajęciach.
Na terenach Knuckles Range uprawiano również herbatę. Nadal można natknąć się na niewielkie jej plantacje. Jednak sądząc po stanie tamtejszych fabryk, przetwórstwo zielonych listków należy już w tym rejonie do przeszłości.
Czarno-biały świat:
Spacerowaliśmy dość leniwie leśną ścieżką. Ciężkie chmury nadciągnęły nagle, sprawiając, że niespodziewanie zrobiło się ciemno i mgliście. W ciągu kilku chwil widoczność z doskonałej, spadła do zaledwie kilkunastu metrów. Wilgotne powietrze stało się gęste i lepkie. Miałam poczucie, jakby faktycznie oblepiało moją skórę. Byłam już w wielu lasach, ale takiego nie widziałam i nie czułam nigdy wcześniej. W pewnym momencie kolory jakby zanikły, pozostawiając tylko jaśniejsze i ciemniejsze odcienie szarości. Zupełnie, jakby świat stał się po prostu czarno biały.
Nie wiedzieliśmy czym jeszcze zaskoczy nas nieprzewidywalna (dla mnie jednak także bardzo przyjemna) aura. Nie wiedzieliśmy też właściwie, jak długa droga w dół nas czeka. Szybko okazało się, że krótsza niż podejrzewaliśmy. Przejeżdżająca tuż obok półciężarówka zatrzymała się gwałtownie. Odebraliśmy to jako propozycję przejażdżki. Zaczęliśmy wspinać się na pakę, zajętą już częściowo przez części do traktorów. Kierowca nie oponował, tylko uśmiechnął się serdecznie. I tak, po niezbyt długo trwającej jeździe wertepami, znaleźliśmy się na dole. Mgły i ciemności ustąpiły równie nagle jak się pojawiły. Ucięliśmy sobie jeszcze krótką pogawędkę z naszymi kierowcami (głównie w uniwersalnym języku migowym), podziękowaliśmy za pomoc i ruszyliśmy dalej.