Zwolennikom miarowej jazdy lankijskie autobusy mogą z początku nie przypaść do gustu. Jeśli jednak kogoś nie interesuje spędzanie czasu w jednym miejscu, nie chce wynajmować samochodu z prywatnym kierowcą*, a przy okazji chciałby zasmakować prawdziwej Sri Laki, nie ma wielkiego wyboru. Autobus jest tu bowiem najpopularniejszym środkiem transportu. Ich doskonale rozwinięta sieć, umożliwia dotarcie do większości rejonów wyspy.
Autobusy – królowie dróg
Istnieje jednak pewien haczyk. Jest nim ignorancja kierowców odnośnie przepisów dotyczących zarówno prędkości, jak i zasad zachowania się na drodze. Wydawałoby się, że jesteśmy do tego nieco przyzwyczajeni. Wystarczy jednak znaleźć się w tym rejonie Azji, by poczuć różnicę. Na szosach panuje istne prawo dżungli – im większy i silniejszy, tym bardziej się liczysz. Piesi to oczywiście ostatnie ogniwa „drogowego łańcucha”, dlatego zaleca się im szczególną ostrożność na drodze i w jej pobliżu. Właściciele niewielkich aut osobowych również powinni zachować czujność.
Autobusy to już zupełnie co innego. Są królami dróg i w pełni korzystają z wynikających z tego faktu przywilejów. Możemy więc liczyć na naprawdę szybką jazdę, ostre hamowanie, wyprzedzanie na trzeciego i jechanie na „czołówkę”. A wszystko przy dźwiękach dość oryginalnej, miejscowej muzyki. Muzyka to nieodłączna część autobusowych wojaży. Nie natknęliśmy się chyba na żaden pojazd, w którym radio dostałoby wolne dłużej niż na chwilę. Zazwyczaj towarzyszyła nam mieszanka lokalnego reggae czy disco z wyraźnym wpływem muzyki hinduskiej.
Nie raz wyrzucało nas z foteli (choć, w takim tłoku daleko się nie poleci), nie raz byliśmy pewni, że za moment zderzymy się pojazdem z naprzeciwka. Ciągłe zwroty akcji robią jednak wrażenie tylko na początku. Druga, trzecia przejażdżka i człowiek się przyzwyczaja. Zresztą, należy zrozumieć pośpiech kierowcy. Zazwyczaj ma do nadrobienia co najmniej półgodzinne opóźnienie wynikające… z dobrego serca, a jakże. Mniej więcej tyle czasu zajmuje krążenie po wiosce czy miasteczku i upewnianie się, czy aby na pewno w autobusie znaleźli się wszyscy chętni. A chętnych bywa wielu, co tylko utwierdza w przekonaniu, że pojazdy nie mogą być złe.
Moc ochronnych bóstw
Lankijskich autobusów nie powinniśmy się obawiać z jeszcze jednego powodu. Takiego panteonu ochronnych bóstw nie spotkamy chyba w żadnym innym środku transportu. Budda, Wisznu, Śiwa, Matka Boska czy Ganesha. Ich wizerunki ułożone obok siebie, otoczone migającymi jak światła dyskoteki ledami, czuwają nad bezpieczeństwem podróżnych. Na wszelki wypadek, gdyby ich połączone siły miały nie wystarczyć, kierowca odpala kadzidełka, szybko przy tym szepcząc (słowa modlitwy jak mniemam, ale do którego z bóstw, nie mam pojęcia). Teraz już nic złego nie ma prawa się wydarzyć i można szarżować do woli.
Mocy bóstw nie należy lekceważyć. Mieliśmy okazję przekonać się o tym osobiście. Jadąc do Parku Narodowego Yala wynajęliśmy Land Rovera, którego kierowca nie zadbał najwyraźniej o odpowiednią ochronę, ograniczając się do umieszczenia w aucie wizerunku Matki Boskiej. Po przejechaniu kilku kilometrów urwał nam się wał i byliśmy o krok od poważnego wypadku. Czyżby inna strefa wpływów?
* Coraz popularniejszym sposobem podróżowania po Sri Lance jest wynajęcie samochodu z kierowcą. I nie chodzi o wynajem auta na jedną konkretną wycieczkę, lecz na kilka dni a nawet i miesiąc. Kierowca obwozi wówczas po wszelkich możliwych atrakcjach (które wydają mu się dla turystów interesujące) lub dostosowuje się do założonego przez klientów planu podróży. Jest to sposób polecany przez agencje turystyczne i nie można odmówić mu zalet. Nie sprawdzi się jednak w przypadku osób preferujących odkrywanie kraju na własną rękę.